poniedziałek, 23 grudnia 2013

DIY: Świąteczne etykiety do podpisania prezentów

Bardzo lubię pakować świąteczne prezenty i lubię, kiedy opakowanie jest ładne, bo zawsze przyjemnie jest dostać prezent wyglądający jak z reklam z choinką. W tym roku przygotowałam etykiety do podpisów i postanowiłam podzielić się z Wami moim pomysłem.
Etykiety są łatwe - nie trzeba mieć szczególnych zdolności plastycznych, by dać sobie radę. Jedna to ok. 10-15 minut pracy. Korzystam z prostych narzędzi, które są w każdym domu i które często są w moich szafkach jeszcze od czasów podstawówkowej plastyki :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Makaron ze szpinakiem i serem pleśniowym.

Muszę przyznać, że szpinak należy do moich ulubieńców na talerzu. Dzisiaj chcę pokazać Wam prosty przepis (z tych, które lubię najbardziej, czyli po prostu dodajemy wszystko na patelnię :) ), który stanowi dobry pomysł na obiad - zarówno ten w gronie rodzinnym, jak do serwowania gościom.

MAKARON ZE SZPINAKIEM I SEREM PLEŚNIOWYM

Składniki na 2 porcje:
  • 250 g szpinaku
  • 200 g makaronu, najlepiej pełnoziarnistego (ja wybrałam penne)
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 150 g sera pleśniowego o wyrazistym smaku, ja wybrałam gorgonzolę
  • łyżeczka gałki muszkatołowej
  • sól
  • pieprz
  • oliwa do smażenia



1. Makaron ugotować zgodnie z zaleceniami na opakowaniu.
2. Opłukać szpinak i usunąć ogonki liści. Posiekać drobno czosnek. Ser pleśniowy pokroić w kostki.
3. Gdy makaron będzie gotowy, odcedzić go. Szpinak podsmażać na niewielkiej ilości oliwy (wolny ogień) aż zmieni kolor. Dodać czosnek, doprawić solą (nieznacznie, jeśli wybrany ser pleśniowy jest dość słony), pieprzem i gałką (ja dodałam jej trochę więcej niż podaje przepis, ale myślę, że zależy to od upodobania).
4. Na patelnię wrzucić ser. Mieszać do momentu jego rozpuszczenia.
5. Dodać makaron i całość dusić ok. 2 minut. Smacznego!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Dieta w przezwyciężaniu skurczów mięśni.

Skurcze mięśni mogą mieć różne przyczyny (jak obciążenie organizmu intensywnym wysiłkiem fizycznym, ciąża, zażywanie niektórych grup leków), ale odpowiednia dieta jest w stanie znacznie ograniczyć ten uciążliwy problem. Oczywiście, mogą one oznaczać również poważniejsze problemy (choroby układu krążenia, nerek, tarczycy czy nawet początki stwardnienia rozsianego), dlatego jeśli terapia odpowiednią dietą nie przynosi poprawy, powinniśmy udać się do dobrego lekarza, który nie zignoruje naszego, błahego na pozór, problemu.

DIETA JAKO PRZYCZYNA SKURCZÓW MIĘŚNI
Jedną z przyczyn skurczów może być odwodnienie organizmu (zmieniona równowaga płynów w organizmie zwiększa pobudliwość nerwów - najbardziej strategiczna część systemu nerwowego przez którą neurony przekazują sobie informacje - synapsa - jest wypełniona płynami), stąd ważnym jest, abyśmy spożywali około 2 litrów wody dziennie (także w postaci wody "uwięzionej" w jedzeniu - obfite w wodę są zwłaszcza owoce i warzywa).
Inną częstą przyczyną jest niedobór składników mineralnych - elektrolitów. Ponieważ występują one w postaci jonów (anod i katod) służą organizmowi do utrzymania odpowiedniego napięcia błon komórkowych i przenoszenia impulsów elektrycznych (jak wiemy z fizyki, ich obecność czyni ciało zdolnym do przewodzenia prądu). Najbardziej strategicznym dla mięśni wydaje się magnez, który wpływa również na produkcję energii i jest pewnego rodzaju kluczem, który pozwala na przepływ sodu i wapnia w mięśniach zgodnie z zapotrzebowaniem organizmu na te elektrolity, co związane jest oczywiście z zaangażowaniem w pracę danych komórek mięśniowych.
Warto wiedzieć, że kawa przyczynia się do nadmiernego wydalania z organizmu wapnia i magnezu. Alkohol również zaburza gospodarkę elektrolitową, pobudzając organizm do wydalania większej ilości wody, w której rozpuszczone są sole (wpływ na przysadkę i ilość wydzielanego hormonu ADH). Tłuszcze nasycone (głównie zwierzęce) zmniejszają wchłanianie magnezu, zaś cukry proste są metabolizowane przy dużym jego udziale, stąd przymus ograniczenia zjadanych słodyczy. Na tym właściwie kończą się przeciwwskazania, ale... co należy jeść?

PRODUKTY POMAGAJĄCE UTRZYMAĆ RÓWNOWAGĘ ELEKTROLITOWĄ
Są to oczywiście produkty bogate w rzeczone minerały (pogrubiłam zawierające ich najwięcej - top 5 :) oczywiście uwzględniając średnie porcje), kolejno:
1. Magnez (zapotrzebowanie ok. 1000mg/dobę)
Wszystkie pestki i orzechy (ok. 500mg/100g), pełne ziarno - otręby i zarodki (ok. 50mg/100g), usuwane w przetwarzaniu mąki na białą, są bogate w magnez, nieusunięte są w m.in. płatkach owsianych, brązowym ryżu, quinoa.
Ryby i owoce morza, szczególnie krewetki, ostrygi, śledź, łupacza, halibut (107mg/100g), łosoś, makrela, homary i sardynki.
Niektóre warzywa i owoce, szczególnie te zielone (chlorofil - zielony barwnik - w swojej cząsteczce zawiera magnez), m.in. szpinak (79mg/100g), groch i fasola (86mg/100g), brokuły, banany, awokado.
Nabiał.
Ciemna czekolada.
Twarda woda.
2. Wapń (zapotrzebowanie ok. 1000mg/dobę)
Nabiał (więcej niż 100mg/100g).
Pełne ziarno.
Zielone warzywa, np. szpinak, brokuły (47mg/100g), zielona fasola (37mg/100g).
Owoce jak figi (suszone to 162mg/100g), pomarańcze, brzoskwinie, rabarbar, śliwki, kiwi.
Ryby, szczególnie łosoś i sardynki (300mg/100g).
3. Potas (4700 mg/dobę)
Warzywa o zielonym zabarwieniu, np. szpinak (558mg/100g) oraz inne, m.in. fasola (561mg/100g), buraki, ziemniaki (ze skórką) (535mg/100g), owoce (banany, pomarańcze, nektarynki, morele, figi, śliwki - także suszone, które zawierają mniej wody, a więc więcej cennych minerałów na 100 g).
Nabiał, szczególnie jogurty.
Ryby, szczególnie łosoś (628mg/100g).
Przetwory z pomidorów (ok.300mg/100g).


Wkrótce pojawi się kolejna część, w której opiszę proste domowe sposoby, które pomogą poradzić sobie ze skurczami :)

wtorek, 4 czerwca 2013

Prawdziwie włoski obiad, czyli penne w sosie pomidorowym z tuńczykiem.

Matury i przeprowadzka sprawiły, że mój wolny czas skurczył się niemal do zera, stąd moja wydłużająca się nieobecność - wracam jednak z masą nowych pomysłów. Poza tym w międzyczasie pomyślałam, żeby troszkę rozszerzyć tematykę mojego bloga - chciałabym tworzyć miejsce dla młodziutkich gospodyń domowych, które niekoniecznie mają czas i pieniądze na prowadzenie domu w sposób wyjątkowo wystawny, podobnie jak ja. Stąd z jednej strony będę pewnie preferować przepisy niewymagające dużych nakładów budżetowych i czasowych, z drugiej - chciałabym od czasu do czasu poświęcić wpis na tematy sprzątania i sprytnego wykorzystania zasobów w postaci drobnych DIY. Oczywiście, wszystko nadal z naciskiem na zdrowie, bo myślę, że mając pod okiem małą rodzinkę, odpowiedzialność za to, co jemy wzrasta - w końcu nie tylko my ponosimy konsekwencje wyborów.


Dzisiaj zacznę od prostego obiadu, który kojarzy mi się z prawdziwie włoskim jedzeniem - a dokładniej z włoską chatką w jakimś miasteczku nad morzem, w którym śródziemnomorska babuszka wielką chochlą nakłada obfity obiad dla swoich wnucząt - czyli bardzo pomidorowy sos, w którym pływają kawałki ryb i oliwek, posypany mozzarellą. Więc - moje wyobrażenie o kwintesencji włoskiego smaku:


PENNE W SOSIE POMIDOROWYM Z TUŃCZYKIEM

Składniki na 4 porcje:
  • 300 g penne pełnoziarnistego,
  • garść oliwek,
  • oliwa z oliwek,
  • czosnek,
  • cebula,
  • puszka tuńczyka w sosie własnym,
  • puszka pomidorków bez skórek w zalewie,
  • kulka mozzarelli,
  • 70 g masła,
  • ćwiartka cytryny,
  • natka pietruszki,
  • sól,
  • cukier,
  • pieprz.
1. Penne ugotować zgodnie z zaleceniami na opakowaniu. Powinien być al dente. Ugotowany przelewamy odrobiną oliwy z oliwek.
2. Mozzarellę rwiemy na drobne kawałki. Przelewamy oliwą i dodajemy posiekaną natkę pietruszki (kilka listków).
3. Siekamy drobno czosnek i kroimy cebulę w drobną kosteczkę. W średnim garnku rozgrzewamy grubą warstwę oliwy z oliwek i szklimy czosnek wraz z cebulą. Następnie dodajemy puszkę pomidorków bez skórek razem z zalewą. Gotujemy około 5 minut, delikatnie rozdrabniając łyżką pomidorki. Do zagotowanego sosu dodajemy szczyptę cukru, soli i pieprzu, wyciskamy sok z ćwiartki cytryny. Dodajemy masło, krojąc na mniejsze kawałki i czekamy na rozpuszczenie, mieszając od czasu do czasu.
Do sosu dodajemy kawałki tuńczyka wraz z zalewą oraz pokrojone na połówki oliwki. Sos zdejmujemy z ognia.
4. Na rozgrzaną patelnię przekładamy porcję sosu, dodajemy trochę natki z pietruszki. Dodajemy makaron i mieszamy.
5. Całość dekorujemy mozzarellą i natką z pietruszki.

Smacznego! :)

I JESZCZE O POMIDORACH
Co zdrowego kryje w sobie pomidor? Otóż m.in. witaminy A, E i C, flawonoidy (naturalne środki przeciwzapalne). Zawarty w nich likopen to przeciwutleniacz (zwalczający wolne rodniki), który szczególnie sprzyja zwalczaniu raka prostaty oraz, w mniejszym stopniu, raka piersi i żołądka. Składnik ten pomaga również w utrzymaniu skóry bez zmarszczek.
Zaleca się spożywanie pomidorów w całości (tj. miąższ wraz ze skórką). Warto gotować pomidory, bowiem w obróbce cieplnej więcej likopenu uwalnia się ze ścian komórkowych pomidora. Likopen jest rozpuszczalny w tłuszczach, dlatego również smażony pomidor zachowuje swoje zdrowotne właściwości.
Obróbka cieplna zuboża pomidora w witaminę C, stąd jeśli zależy Wam na jej dostarczeniu, lepiej jeść pomidory surowe.
Im pomidor dojrzalszy (i czerwieńszy), tym więcej zawiera likopenu. Wielkość pomidorów nie ma związku z zawartością cennych substancji.

środa, 17 kwietnia 2013

Dobry i zły cukier, czyli czym słodzić.

Skąd się bierze nasze uwielbienie do słodkiego? Najłatwiej wytłumaczyć to atawistycznym odruchem - nasze organizmy zaprogramowane na przetrwanie chętnie reagowały (i dalej reagują) na pokarmy obfite w łatwo dostępne źródło natychmiastowej energii. Słowem: uwielbienie słodkiego, wbrew temu, co niektórzy twierdzą (w ogóle zauważyłam, że mówienie nie lubię słodkiego stało się zabawnym oświadczeniem wyższości) mamy zaprogramowane - co zresztą skrzętnie wykorzystują producenci takich przekąsek, kusząc nas na każdym kroku. W dodatku cukier, w warunkach takiej dostępności, jaką możemy zanotować w dzisiejszych czasach, uzależnia - sam w sobie nie jest szkodliwy, ale jego nadmiar to prosta droga do zbędnych kilogramów: duże ilości ogłupiają nasz organizm, który staję się oporny na insulinę, stąd gwałtowne podniesienie poziomu cukru we krwi, które wiąże się z efektem odprężenia, zadowolenia, by opaść, gdy zbędny zostanie zmagazynowany w tkance tłuszczowej i wywołać obniżkę nastroju - to łatwa droga do sięgnięcia po kolejne ciastko. Myślę, że producenci w ogóle przyzwyczajają nas do nadmiaru cukru (efekt chcę więcej jest szczególnie przez nich pożądany), więc nasz smak nakłada się na wymienione wyżej czynniki. W ten sposób tworzymy społeczeństwo, które cukru je zdecydowanie za dużo.
Na gospodarkę insuliną negatywnie wpływa także powszechny nawyk jedzenia dużych posiłków dwa, trzy razy dziennie, wywołując duże wahania jej poziomu.
SKĄD SIĘ BIERZE NISKA WARTOŚĆ CUKRU?
Cukier pochodzący wprost z natury, nieprzetworzony, zawiera wiele cennych składników, jednak w procesie rafinowania całe to żywieniowe dobro ulega degradacji, a to, co zostaje, zostaje w śladowych ilościach, niemal bez znaczenia dla naszego organizmu. Proces rafinacji jest jednak niezbędny, usuwa bowiem zanieczyszczenia i szkodliwe organizmy - inaczej cukier byłby dla nas chorobogenny. 
Zasadniczo cukier trzcinowy i cukier biały otrzymywane są w ten sam sposób i poddawane rafinacji, czyli ubogie w składniki odżywcze. Przekonanie, że ciemny cukier ma ich więcej jest mitem - może wziętym stąd, że ciemniejsze wydaje się być bardziej zanieczyszczone, a więc mniej przetworzone, co wydają się wykorzystywać producenci przez podbarwianie.
ALTERNATYWY DLA CUKRU
Fruktoza może być alternatywą, ale nie na stały okres, ponieważ nasza wątroba ma bardzo ograniczone możliwości magazynowania takiego cukru - nadmiar trafia do tkanki tłuszczowej, więc zastąpienie cukru białego fruktozą na stałe, co proponują niektóre diety, nieuchronnie prowadzi do "przepełnienia" wątroby tym związkiem chemicznym i łatwego przybierania na wadze.
Słodziki to chemiczne cuda, a im dalej od natury w jedzeniu, tym z reguły niebezpieczniej. Najczęściej to po prostu truciciele naszego organizmu, zagłuszający jego naturalny rytm biologiczny, w tym apetyt.  Najpopularniejszy - aspartam  (!!!) - pomiędzy cząsteczkami odpowiadającymi za jego właściwości ma metanol, który jest metabolizowany w organizmie na kwas mrówkowy (dla niepamiętających z chemii - silna trucizna!) i chyba tylko  lobby spożywcze stoi za tym, że tak dosładzane produkty w ogóle są w użyciu.
Świetną alternatywą dla cukru będzie, oczywiście, miód, który prócz fruktozy i sacharozy zawiera witaminy i mikroelementy (problem uzmysłowić mogą np. te graficzne wykresy). Problem polega na tym, że jego enzymy i witaminy w temperaturze około 40 stopni ulegają degradacji, a on staje się czystą, bezwartościową sacharozą, dlatego zastąpienie cukru miodem np. w cieście można sobie odpuścić.
Dwa bioodpowiedniki cukru to liście stewii i cukier brzozowy. Jeśli chodzi o stewię, to ususzone słodkie liście tej rośliny. Minusem jest zapewne cena i dostępność oraz ograniczone stosowanie (np. wchodzenie w reakcję z niektórymi kwasami, brak właściwości sacharozy przy wypiekach cukierniczych), jednak szerzej przedstawiają się plusy: nasze ciało zachowuje się wobec glikozydy, substancji słodzącej stewii, tak, jak w przypadku błonnika - tzn. nie trawi, stąd brak podniesienia poziomu cukru we krwi czy zerowa kaloryczność. Dodatkowo, jako dobro z natury, zawiera inne pożyteczne mikroelementy. Cukier brzozowy (ksylitol) również nie podnosi drastycznie poziomu cukru we krwi ze względu na inną odmianę substancji go budujących. Zawiera śladowe ilości minerałów, jednak pomaga przyswajać witaminy z grupy B i wapnia oraz wspomaga organizm z walce z próchnicą. Należy uważać na jego nadmierne spożycie - jest przetwarzany w nerkach, a dzienna wydolność naszego organizmu w tej kwestii wynosi ok. 50 g dziennie.
ILE JEŚĆ CUKRU?
Cukry proste powinny stanowić nie więcej niż 10% udziału w dziennym bilansie kalorycznym, czyli ok. 100 g, co daje nam około 5 łyżek miodu dziennie lub 4 łyżki sacharozy. Zagrożenia związane z ich nadmiernym udziałem w diecie już zarysowałam (głównie cukrzyca, nadwaga i otyłość, a nawet zaburzenia odżywiania - są to choroby, które w ostatnich latach dynamicznie się rozwijają i dotykają coraz większej liczby populacji, dlatego sądzę, że szczególną staranność powinniśmy przyłożyć do tego, by nie stały się one i naszym udziałem). Myślę, że wiele z nas ma "upośledzone" nadmierną ilością cukru kubki smakowe - regulację ilości spożywanej sacharozy warto zacząć od małego detoksu i następującego po tym rozsądnego dobierania spożywanych produktów (zwłaszcza unikania produktów przetworzonych i z popularnych sieci fast food), by móc cieszyć się naturalnym smakiem niedosładzanej żywności.

Mały dopisek: moja nieobecność spowodowana była moim nadmiarem obowiązków i problemem z dostępem do internetu - internet odzyskałam, ale myślę, że ilość zobowiązań nieszybko ulegnie zmniejszeniu, stąd i mój czas na pisanie będzie jeszcze długo mocno ograniczony.

środa, 6 marca 2013

Zdrowa alternatywa dla kostki rosołowej. Zupa cebulowa.

Długo zupy pozostawały poza obszarem moich kulinarnych zainteresowań. Uwielbiam je jeść, ale ze względu na konieczność przygotowania wywaru pozostawały dość problematyczne. Kostki rosołowe, tak chętnie używane w przepisach, stanowią sztuczne świństwo (kury tam, jak zdążyłam się dowiedzieć, 3% w postaci tłuszczu, zaś reszta to sól, sztuczne aromaty, polepszacze smaku - warzyw brak), a ja takich kompromisów w kuchni nie lubię. Niedawno wpadłam na pomysł stworzenia kostek domowej roboty, 100% warzyw i mięsa (no, może 99%, bo sól też się znajdzie) - idealny skład dla zdrowej kuchni.

Przejrzałam przepisy i każdy opierał się na warzywach i mięsie mielonym, rozgotowanych i zblendowanych. Taki miks umieszczamy w foremkach (lub, przy większym wysiłku, w woreczkach) na lód i kostka gotowa. A dokładniej:
              DOMOWE KOSTKI ROSOŁOWE         


Składniki na około 50 kostek:
  • blender,
  • 1 duży seler,
  • 7-8 marchewek,
  • 2 cebule,
  • 2 łyżki soli,
  • garść mięsa (około 1/3 kg),
  • 3 szklanki wody,
  • parę ząbków czosnku (opcjonalnie - ja czosnek dodaję, bo mój ukochany je go na kilogramy i ciągle mu mało :) ).
1. Warzywa skrobiemy, a następnie wszystkie tarkujemy. Wrzucamy do garnka z wodą.
2. Dodajemy sól, mięso. Gotujemy przez godzinę na wolnym ogniu.
3. Odsączamy od wody. Całość blendujemy.
Po odsączeniu.

Po blendowaniu.
 4. Masę wsadzamy do foremek lub woreczków na lód i mrozimy. Gotowe!

Masa wtłoczona do woreczka :) dużo przy tym roboty - zajęło mi to około pół godziny!


Kostki mają datę ważności około trzymiesięczną.



Mój narzeczony na Gwiazdkę sprezentował mi książeczkę kucharską i zażyczył sobie, żeby mu zrobić zupę cebulową. W przepisie kostka rosołowa, stąd mój opór i zwlekanie. Jednak, jeśli już znalazłam odpowiednik, nic nie stało na przeszkodzie ugotowania obiadu złożonego z pysznego kremu.

                         KREM CEBULOWY                         



Składniki na 4 porcje:
  • blender,
  • 5 cebul,
  • 5 ziemniaków,
  • bułka,
  • 200 g sera żółtego,
  • olej i masło do smażenia,
  • 2 domowej roboty kostki rosołowe,
  • szklanka białego wytrawnego wina (opcjonalnie), 
  • przyprawy do smaku (opcjonalnie - ponieważ moje cebule były łagodne, dla podkreślenia tejże łagodności i dodania wyrazistości użyłam odrobiny imbiru, ale jeśli cebule są ostre, ten punkt można z pewnością pominąć),
  • odrobina posiekanej natki pietruszki, szczypiorku lub koperku (opcjonalnie).
1. Na litrze wody gotujemy bulion z kostek Obieramy ziemniaki i kroimy w kostkę. Z 4 cebul usuwamy łupinę i kroimy w paseczki. Pokrojone warzywa wrzucamy do bulionu i gotujemy do miękkości.

Trik z krojeniem cebuli, którego nauczyła mnie moja mama, a który, jak się okazuje, nie jest znany każdemu. Po przekrojeniu jej na połówkę ucinamy tylko jedną, dolną część, dzięki czemu palce możemy opierać wygodnie na pozostającym dzyndzelku, który i tak odcinamy ostatnim ruchem.



2. Pozostałą cebulę kroimy w kosteczkę i szklimy na patelni. Dodajemy do zupy.
Bułkę kroimy w kostkę, na patelni rozpuszczamy masło i chwilę rumienimy kostki pieczywa na grzanki.
Na tarce trzemy ser.
3. Pod koniec gotowania dodajemy wino. Ugotowaną zupę miksujemy.
4. Rozlewamy zupę. Wierzch posypujemy odrobiną sera i dekorujemy grzankami oraz koperkiem lub natką pietruszki. Gotowe!

              ZDROWOTNE WŁAŚCIWOŚCI CEBULI         

Cebula - gwiazda główna naszego kuchennego wieczoru - ma działanie przeciwwirusowe, o czym wszyscy doskonale wiemy (kogo babcia nie leczyła syropem z cebuli? :) ). To dzięki hamowaniu rozwoju makrofagów (zapewnianym przez specyficzny związek, występujący jeszcze w czosnku - onionin A) - białych krwinek odpowiedzialnych za występowanie stanów zapalnych (bywa to więc leczenie złudne w przypadku zaawansowanych stanów zapalnych). Dzięki przeciwutleniaczom zapobiega gromadzeniu się nadmiaru utlenionych kwasów tłuszczowych, których podwyższona ilość wywołuje w organizmie stan zapalny.
Poza tym (dzięki frutooligosacharydom) hamuje rozwój złych bakterii i wspieraja zdrową, potrzebną nam florę, której mamy w sobie dobre parę kilo :) Siarczki w cebuli wpływają pozytywnie na ciśnienie krwi i jej krzepliwość. Te same związki chronią żołądek przed atakiem nowotworu. Niezbędne jest ich dostarczenie dla prawidłowej syntezy tkanki łącznej. Wiele w niej także witaminy B (jedna zawiera jej tyle, że zagospodarowuje 65% dziennego zalecanego spożycia), odpowiedzialnych przede wszystkim za zdolności systemu nerwowego (zapobiegają depresji, lękom, zmęczeniu).
Spożycie powinno wynosić 1-2 cebule tygodniowo, by dostarczyć wystarczającą ilość cennych związków.
Im cebula ostrzejsza, tym pożywniejsza.

Źródła: altmedicine.about.com, vegetarian-nutrition.info, whfoods.com.

sobota, 2 marca 2013

Pieczone jabłka z bakaliami na pożegnanie zimy.

Pieczone jabłka, tak jak grzaniec czy szarlotka, należą do tych smaków, które nieodzownie kojarzą mi się z długimi (zimnymi!) jesiennymi wieczorami, kocem na grzbiecie i melancholijnym spoglądaniem w okna. Pomyślałam, że miło będzie właśnie tym przepisem zakończyć mroźny sezon (u mnie dziś drugi w tym roku dzień słonecznych rozbłysków i orzeźwiającego powietrza).
Jabłka można uzupełnić różnymi bakaliami, przetworami, miodem - wedle uznania. Moja wersja to orzechy włoskie i rodzynki.

  PIECZONE JABŁKA Z BAKALIAMI  



Składniki dla 2 łasuchów :)
  • 4 wydrążone jabłka
    Wybierzcie takie jabłka, które są dość soczyste. Do pieczenia polecam odmianę ligol - nie jest twarda (czyli nie wymaga dodatkowego pieczenia), ale też na tyle soczysta, by szybko się rozpaść.
 nadzienie:
  • 2 łyżki rodzynek, najlepiej małych
  • maa garść orzechów włoskich
  • 2 łyżeczki masła
  • łyżka miodu
  • pół łyżeczki startego cynamonu
  • szczypta imbiru

1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni Celsjusza.
2. Orzechy siekamy, mieszamy z rodzynkami, masłem i miodem oraz cynamonem z imbirem.
W wydrążone otwory wkładamy nadzienie.
3. Jabłka pieczemy 30 minut na wysmarowanej masłem blasze. Gotowe!
Jest to czas orientacyjny, właściwie każda odmiana jabłka wymaga innego czasu pieczenia. Polecam przed wyjęciem sprawdzić wykałaczką, czy ta na całej grubości jabłka wchodzi bez oporu - jeśli tak, oznacza, że miąższ zamienił się w delikatny mus i jabłka są gotowe. Nadmierne przypieczenie jabłka kończy się jego rozpadnięciem, ale ma to konsekwencje tylko wizualne :)

Poniżej kolejne etapy i mój sposób drążenia :)
Nadzienie.
Jabłuszko :)
Jabłuszko przekrojone na pół.
Drążenie.
Wypełnienie nadzieniem.

       CZY RODZYNKI SĄ ZDROWE?       
Ostatnio zostałam zapytana przez kuzynkę, czy rodzynki są zdrowe. Owszem, proces przetwarzania rodzynek nie jest szkodliwy dla składników świadczących pozytywnie na rzecz winogron (pozostawia nawet antyoksydanty i to w znacznie stężonej ilości w przeliczeniu na porcję). Rodzynki zawierają błonnik, przede wszystkim dostarczają potasu (regulującego gospodarkę płynów organizmu, a tym samym wpływającego pozytywnie na ciśnienie, trawienie oraz skutecznie odkwaszającego) i boru (wspomagającego mięśnie, przede wszystkim zaś chroniącego od zwyrodnień stawów).
Jedynym niebezpiecznym składnikiem w rodzynkach mogą być siarczyny (dla zachowania koloru i smaku w trakcie suszenia) dla uczuleniowców, którzy powinni wówczas zaopatrzyć się w wersję bio rodzynek.
Na rodzynki uważać powinny także osoby odchudzające się, ponieważ zawierają stężoną ilość cukru (choć wciąż zdrowego) i kalorii, jednak jako sporadyczny dodatek smakowy na pewno nie będą psuły wagowych planów.

  ZDROWOTNE WŁAŚCIWOŚCI JABŁEK 
Jeśli chodzi o jabłka - nikt nie ma chyba wątpliwości, że to bogactwo cennych składników odżywczych. Zawdzięczać możemy im m.in. regulację pracy układu trawiennego i pomoc w zgubieniu kilogramów i redukowaniu złego cholesterolu dzięki obfitości cennego błonnika oraz witamin z grupy B. Bogactwo antyutleniaczy, przede wszystkim witaminy C, chroni przed chorobami, przede wszystkim rakiem, oraz usuwa z organizmu szkodliwe toksyny (wolne rodniki)

Anglosasi mówią nawet, że an apple a day keeps the doctor away. Tym samym życzę na zdrowie i zostawiam Was z tym pysznym i zdrowym pomysłem na słodki deser w odchodzącą zimę.

Źródła: livestron.com, fitday.com, organicfacts.net, nutrition-and-you.com

piątek, 22 lutego 2013

Masło czy margaryna?

Słyszałam wiele sporów na temat stosowania masła i margaryny i myślę, że dla dużej grupy ludzi ta kwestia nie jest jasna. Dodatkowo sytuację utrudnia obecność na rynku "zdrowych margaryn", które wzbogacone są sterolami. Co wybrać?
Posługując się intuicją, stwierdziłabym, że masło - jako mniej przetworzone i mające więcej wspólnego z naturą, bo to ogólny klucz znajdowania jedzenia o lepszym wpływie na nasze zdrowie. Za tym stwierdzeniem przemawia wielowiekowa tradycja masła i geneza margaryny, która miała być jego tańszym odpowiednikiem (a w końcu hipermarketowy wymóg coraz tańszej żywności generuje słabą jakość tejże). Co mówi chemia?

                              TŁUSZCZE                              
Myślę, że podstawą oceny masła i margaryny, które traktujemy jako rodzaj tłuszczów w codziennym użyciu, powinna być właśnie jakość zawartych w nich tłuszczów. Masło zawiera prawie połowę więcej tłuszczów nasyconych (jedna łyżka to 7 ich gram, co daje połowę zalecanego dziennego spożycia) niż margaryna, ale tylko margaryna zawiera mocno przetworzone tłuszcze trans. Różnica w złym oddziaływaniu tych dwóch rodzajów tłuszczów polega na tym, że o ile tłuszcze nasycone są w stanie podwyższyć poziom złego cholesterolu (i dobrego jednocześnie), to tłuszcze trans przy tym obniżają poziom cholesterolu dobrego, a w nadmiarze sprawiają, że płytki krwi stają się lepkie. Jedna łyżka margaryny to około 3 ich gramów!
Warto nadmienić, że tłuszcze trans w bardzo niewielkiej ilości występują w żywności naturalnej, są za to nadobecne w żywności przetworzonej (ponieważ to przetworzone, tanie oleje roślinne, które w temperaturze pokojowej pozostają w stanie stałym), jak np. wyrobach piekarniczych, czipsach, daniach gotowych. Ich ilość w naszym obszarze geograficznym nie jest notowana na opakowaniu, ponieważ nie istnieje taki wymóg. Dietetycy są zgodni, że powinniśmy ich obecność najlepiej wyeliminować lub co najmniej ograniczyć do 6% spożycia wszystkich tłuszczów.

                    ZDROWA MARGARYNA                     
Pewną alternatywę stanowić mogą zdrowe margaryny, które wzbogacone są o roślinne sterole, czyli dobre cząsteczki, które oczyszczają nasz organizm ze złego cholesterolu (wchodzą w jego ścianki, zajmując miejsce złemu i zmuszając organizm do jego wydalenia). Odpowiednią dawkę tych dobroczynnych cząsteczek dostarczą nam 3 porcje takiej margaryny dziennie.
Myślę, że wybierając taką margarynę, należy zwrócić szczególną uwagę na zawartość tłuszczy trans (która również bywa obniżana) - jeśli wartość ta przekracza około 5 gram na 100, dobroczynne sterole całą swoją moc zużyją prawdopodobnie na zniwelowanie zniszczeń, jakie wyrządzi tłuszcz trans. Jeśli nie spożywamy "smarowania" zbyt często, lepszym wyborem jest masło, które używane z umiarem nie zaszkodzi.
Jeśli chodzi bowiem o zawartość dobrych substancji, masło wygrywa zdecydowanie.

       KORZYŚCI ZE SPOŻYWANIA MASŁA      
  • Jest doskonałym źródłem witamin rozpuszczalnych w tłuszczach: A (m.in. wpływając na zdrowy rozwój oczu, skóry, włosów, paznokci, nadnerczy i tarczycy), D (wpływa pozytywnie na jakość i zdrowie kości i mięśni), E (antyutleniacz, wzmacnia błony komórek) i K (wpływa na odpowiedni stan krwi).
  • Zawiera aktywator X, pomagający organizmowi absorbować minerały, a samo dostarcza jodu i selenu (niezbędnych dla tarczycy).
  • Zawiera lecytynę, wspomagającą gospodarkę cholesterolem, a jego tłuszcze nasycone mają działanie antyrakowe, rehabilitując tym samym swoje złowieszcze oblicze :)
Margaryna powstaje przy rafinacji olejów, odbywającej się w wysokiej temperaturze - co niszczy witaminy i minerały. W dodatku proces przetwarzania (zwłaszcza utwardzanie) wprowadza w produkt takie pierwiastki jak kadm czy nikiel, których nadmierna ilość w organizmie jest rakotwórcza i przyczynia się do depresji.
Przy wyborze masła najlepiej zdecydować się na niepasteryzowane, ale jeśli nie mamy dostępu do sklepów z żywnością ekologiczną (lub nie mamy odpowiednich funduszy :) ), musimy zwrócić uwagę na zawartość masła wymienioną w składzie i decydować się na te marki, które zawierają co najmniej 80 jego procent.

Tytułem podsumowania: wybierajmy masło, jeśli jednak spożywamy je częściej niż dwa razy dziennie w postaci porcji równej łyżce (lub gdy w ogóle spożywamy wiele produktów pochodzenia zwierzęcego, czyli dostarczamy organizmowi wiele tłuszczów nasyconych), alternatywą może być margaryna wzbogacona o sterole.

Może w przyszłości z ciekawości spróbuję zrobić domowe masło. Przepisem i wrażeniami chętnie się podzielę :)

Żródła: twojasylwetka.pl, cleverlandclinic.com, snopes.com, drlwilson.com, eatingwell.com, bodyecology.com.

niedziela, 17 lutego 2013

Zielona herbata.

Zielona herbata cieszy się coraz większą popularnością. Nic dziwnego - jest smacznym napojem o niesamowitych właściwościach zdrowotnych. Ostatnio dokonałam zakupu prawdziwej zielonej herbaty, która zastąpiła mi, jak się okazuje, niewiele warty, mocno rozdrobniony susz w powszechnie dostępnych herbatkach w torebce i zainspirowało mnie to do przyjrzenia się jej z praktycznego punktu widzenia oraz wzięcia pod lupę jej właściwości (a ponieważ cechuję się wyjątkową ostrożnością i podejrzliwością - czego nauczyli mnie producenci żywności, suplementów i kosmetyków - całość musiała zostać skrzętnie rozpracowana na najmniejsze chemiczne składniki). Wyniki moich poszukiwań - poniżej, w krótkim poradniku. Do skosztowania zielonej herbaty oczywiście zapraszam serdecznie :)

                              ZAKUP                               
Przy wyborze odpowiedniej zielonej herbaty kieruję się trzema prostymi wytycznymi. Po pierwsze, zwracam uwagę na stopień rozdrobnienia suszu. Nawet wówczas, gdy nie mamy doświadczenia w robieniu takich zakupów, szybko odróżnimy drobne kawałeczki listków od liści zwiniętych, które dają napar dużo lepszej jakości. Warto wybrać susz bardziej błyszczący oraz o silnym aromacie.

Mój wybór padł na herbatę z sieci sklepów Czas na herbatę. Zakupiona przeze mnie odmiana to China Gunpowder Super, która kosztowała 18 zł/100 g.



                               PARZENIE                               
Parzenie powinno odbywać się w temperaturze 60-90 stopni Celsjusza, co zapewni nam przegotowana w czajniku woda studzona 3-10 minut. Ja jednorazowo używam jednej łyżeczki suszu, który umieszczam na małym sitku. Czas parzenia zależy od zmiennych czynników (np. rozdrobnienia liści), ale wychodzę z założenia, że powinien oscylować wokół 3 minut. Tę samą porcję herbaty zaparzam trzy razy. Zimna nie traci cennych właściwości.

                               WŁAŚCIWOŚCI                              
Zielona herbata wyróżnia się swoimi właściwościami ze względu na sposób przygotowania. Jest bowiem jedyną chińską herbatą, która produkowana jest z liści niesfermentowanych. Fermentacja w przypadku innych herbat jest procesem, w którym wiele związków odpowiedzialnych za zdumiewające właściwości medyczne zielonej herbaty przekształca się w inne, pozbawione tychże właściwości. Tym samym zielona herbata obfita jest w bezcenne dla naszego zdrowia elementy, którym zawdzięcza takie właściwości jak:
  • przyspieszanie metabolizmu i wspomaganie mięśni - polifenole znajdujące się w zielonej herbacie są silnymi przeciwutleniaczami, wspomagającymi sprawną gospodarkę tłuszczami i wykorzystywanie tłuszczu jako paliwa, zwiększając tym samym wytrzymałość mięśni - podobno pijąc herbatę codziennie jesteśmy w stanie ochronić się przed przybraniem około 3 kilogramów rocznie,
  • wspomaganie w chorobach serca i i ich profilaktyka - tym samym polifenole wpływają na układ krwionośny, w tym zapobiega tworzeniu się skrzepów, zaś witamina B umacnia ściany naczyń krwionośnych,
  • wspieranie gospodarki cholesterolem - odpowiedzialne są za to sterole. Zielona herbata zwiększa ilość dobrego cholesterolu, poprawiając tym samym stosunek ilości tego złego do dobrego. Zły cholesterol jest również czynnikiem wpływającym na rozwój cukrzycy, stąd zielona herbata w prosty sposób łączy się z jej profilaktyką,
  • wspomaganie odporności, walka z rakiem i działanie przeciwstarzeniowe - odpowiedzialne są tu głównie antyoksydanty, oczyszczające organizm z wolnych rodników - produktu ubocznego przemiany materii, które zgromadzone w nadmiernej ilości (wynikłej na przykład z jedzenia żywności wysoko przetworzonej) niszczą komórki od wewnątrz w procesie utleniania, przyspieszając tym samym rozwój chorób (zwłaszcza nowotworowych) i proces starzenia się organizmu,
  • walka o zdrowy uśmiech - jeden a przeciwutleniaczy (katechina) zawartych w zielonej herbacie niszczy wirusy i bakterie odpowiedzialne za próchnicę - herbata po prostu oczyszcza zęby, dlatego możemy pić ją nawet wieczorem, po myciu zębów,
  • poprawienie nastroju - zapewnia to teanina, psychoaktywny aminokwas zapewniający relaks i odprężenie.
Aby dostarczyć naszemu organizmowi wystarczającej liczby tych wspaniałych składników, powinniśmy pić dziennie od trzech do czterech szklanek zielonej herbaty.


                     I JESZCZE KOSMETYCZNIE                    
Nasz organizm nie radzi sobie dostatecznie w walce z wolnymi rodnikami, jak już zdążyłam napisać, a antyoksydanty dostarczane od wewnątrz organizm kieruje głównie do bardziej (z jego punktu widzenia) strategicznych organów zewnętrznych. Stąd warto włączyć w swoją domową kurację antyoksydanty dostarczane skórze bezpośrednio, chociażby z zielonej herbaty (pamiętajcie, że wolne rodniki sprzyjają starzeniu się). Prostą kurację odświeżającą i antystarzeniową możemy przygotować poprzez zaparzenie i ostudzenie odrobiny zielonej herbaty. Pamiętajcie jednak, by nie zaparzać jej na zapas (mogą rozwijać się w niej kolonie bakterii).

...a skoro mowa o antyoksydantach (może kiedyś uda mi się napisać coś więcej), w znacznej mierze odpowiedzialnych za właściwości zielonej herbaty - obfitują w nie także winogrona (i wino) oraz ciemna czekolada. Kolejny zdrowy powód, aby sięgnąć po coś smacznego :)

PS. Zamierzałam wkleić zdjęcia mojej herbaty, ale z przyczyn technicznych chwilowo nie mam takiej okazji, w związku z czym braki uzupełnię przy najbliższej sposobności :)
Zdjęcia wklejone :)

środa, 30 stycznia 2013

Słodki sos pomidorowy z kawałkami warzywa.


Jedzenie, które przyrządzam najchętniej: zdrowe, apetyczne, szybkie. Najlepiej komponuje się z makaronami, może stanowić dodatek do ryżu.

Potrzebne:
  • 3-4 pomidory
  • bazylia (najlepiej świeża, około 10 listków) 
  • cebula
  • oliwa lub olej do smażenia
  • sól, pieprz

Czas przygotowania: ok. 20 minut.

Pomidory parzymy (najlepiej zalać gorącą wodą z czajnika) i usuwamy skórkę.
Rozgrzewamy dwie łyżki oliwy lub oleju. Cebulę kroimy drobno, szklimy na patelni. W tym czasie pomidory kroimy w drobną kostkę. Siekamy bazylię.
Na patelnię wrzucamy pomidory i bazylię. Całość smażymy na wolnym ogniu, do momentu, w którym pomidory zmiękną, a sok zgęstnieje.
Smacznego! :)